niedziela, 27 stycznia 2019

Konkurs na opowiadanie wigilijne - miejsce III

Miejsce III - Karol Tylek z klasy VIa Opowieść o pewnej Wigilii
W Wigilię Jan szedł wesoło jeszcze ciemną ulicą Krakowa do pracy, był księgowym pewnego biznesmena Andrzeja Fogga zwanego Sknerusem. Zwanego tak oczywiście z jego upodobania do gospodarowania pieniędzmi.
    Kiedy wszedł przez drzwi dla pracowników do zakładu kuśnierskiego „Fogg i Gronostaje” zaczynało świtać co było dobrym znakiem bo oznaczało że się nie spóźnił. Tuż po przekroczeniu progu krzyknął:
    -Wesołych Świąt!!!
    -Wesołych, wesołych! – odpowiedział mu Ignacy Jaskierski drugi księgowy, osobnik wysoki, chudy i nader wszystko wąsaty.
    -Co u ciebie? – zapytał Jan – Zdrowyś? Córka zdrowa? Wystąpiłeś o podwyżkę tak jak ci radziłem?
    -Nie, nie, nie. Ciągle nie mogę się przemóc. Jeśli mnie zwolni nie będę mógł zapewnić jej nawet tak marnej opieki jak teraz. Zostanę na lodzie. Na moje miejsce znajdzie jakiegoś innego, bo to mało mamy bezrobotnych w kraju?
    -Co racja to racja –mówił Jan już przy swoich papierach - ale musisz spróbować. Dla niej. Dla Anki.
    Prawie w tej samej chwili do pomieszczenia (wszystkie stanowiska biurowe znajdowały się w tym samym nie ogrzewanym pomieszczeniu o dużych oknach) wszedł Fogg, w surducie z taniego materiału, co było ukryte przez dobry kunszt i krój, a na głowie miał cylinder. Sknerus miał kwadratową twarz i czarne włosy, durzy nos i skłonności do kataru, który zwykł ignorować.
    -Dzień dobry, wesołych Świąt –powiedzieli księgowi.
    -Czy dzień będzie dobry nie wiem, a o Świętach nawet nie wspominaj, i kto powiesił te bombki na wystawie? To może dużo kosztować a ktoś musi zapłacić. Poza tym muszę was zasmucić – lekko drgnął mu kącik ust co w jego wypadku znaczy tyle że myśli o zyskach, kochał pieniądze - niestety będę musiał obniżyć wam wszystkim pensje gdyż w tym roku sprzedaż futer była bardzo niska. – powiedział bezlitośnie grzebiąc żywcem nadzieje pana Jaskierskiego na podwyżkę.
* * *
Fogg wracał spokojnie do swojej minimalistycznie urządzonej kawalerki trzy przecznice od  zakładu kuśnierskiego swojego imienia. Mieszkał na ul. Floriańskiej co było jednym z nielicznych luksusów na jakie sobie pozwalał.
    Nagle zobaczył wielki błysk białego światła, chciał sięgnąć po nóż do samoobrony. Lecz ktoś złapał jego rękę złapał za ramiona, obrócił w swoją stronę i posadził na ziemi.
    Wznów błysnęło i stał naprzeciw uśmiechniętego starca masywnej budowy, w czerwonej kurtce i brązowych spodniach.
    -Witam! Przepraszam za takie przywitanie, nie spodziewałem się że tak zareagujesz na standardowy błysk. Rozejrzyj się dookoła poznajesz to miejsce?
    Fogg posłusznie się rozejrzał. Tak, poznawał to miejsce. To dzielnica w której dorastał. Tam jego znajomi bawią się w zośkę nową piłką którą dostali na Święta. Tam on, w wieku trzynastu lat idzie sobie w modnej kurtce.
    -Widzisz go? – wskazał na tego chłopca dziwny starzec –  To ty. Obserwuj uważnie – uśmiech mu zrzedł.
    Młodsze ja Fogga podeszło do grupki dzieci i zaczęło spokojnie gestykulować.
    -Co ja mówię? – zapytał biznesmen.
    -Podejdź to usłyszysz. – odpowiedział poważny starzec.
    Fogg podszedł bliżej i usłyszał:
    -…więc rozumiecie? Piłka.
    -Nie oddamy ci jej! – powiedziało jedno z dzieci.
    Młodsza wersja Fogga szybko wzięła zamach i uderzyła chłopca w nos. Reszta zaczęła wiać, jednak zza zakrętów do przecznic wyszło czterech kolegów biznesmena z dzieciństwa, którzy przewrócili dzieci i natarli je śniegiem i błotem z ulicy.
    Zobaczył błysk i znalazł się z powrotem w tym samym miejscu w którym spotkał starca, który stał przed nim w tej chwili.
    -Byłeś złym dzieckiem. Złym człowiekiem. Potem było gorzej, tyle że mniej widocznie. Zwalniałeś, obniżałeś pensje, pozywałeś, kłamałeś, pożyczałeś, zniszczyłeś życie dziesiątką ludzi. Doprowadziłeś kilku do śmierci. W ostatni dzień świąt tego roku, za dwa dni zlinczują cię. Zaraz cię wpuszczę do biegu dziejów. Czy żałujesz?
    -Tak!!! – krzyknął przez łzy Fogg.
    -Oby szczerze.
    I zniknął. Mężczyzna poczuł chłód. I pobiegł do swojego zakładu. Wpadł przez drzwi i usłyszał w głowie głos: „To mój ostatni podarek!” i nagle znał sytuację każdego swojego pracownika tak jak tego byłego tak i obecnego. Pobiegł do swojego osobistego pomieszczenia i z ukrytego w podłodze gabinetu sejfu wyciągnął parę tysięcy szelągów i pobiegł je rozdać każdemu pracownikowi tak że każdy miał więcej niż kiedykolwiek.
    Córce pana Jaskierskiego znalazł lekarza, otworzył przytułek, w zakładzie zamontował ogrzewanie, zwiększył pensje, i jednym słowem to co robił można określić TARCZĄ ANTY-LINCZOWĄ.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz